Styczniowe inspiracje – zima, warsztaty kulinarne, kino 2 razy w miesiącu

Styczeń pędził jak każdy miesiąc mojego „dorosłego” życia. Czy tylko w Warszawie żyje się tak szybko? Nawet prawdziwa zima nie jest w stanie zatrzymać tego czasu, chociaż ze względu na (momentami) wszechobecny lód po chodnikach chodziłam znacznie wolniej :). Przyznam, że nie był to mój najbardziej udany miesiąc, ale nie na moje jęki przeznaczone są comiesięczne inspiracje. Trochę fajnych momentów jak zawsze odhaczyłam, więc skupię się na nich :).

Zima w Warszawie

Naprawdę jakoś nie pamiętam, żeby przez ostatnie 3-4 zimy śnieg utrzymywał się tak długo. Już prawie zapomniałam jak wygląda prawdziwa zima, bo wspomnienie zlodowaciałych chodników i pięknego krajobrazu za oknem kiedy z nieba lecą grube płaty śniegu wydawało mi się bardzo odległe. Cieszę się, że zima przyszła i, że można zaobserwować zmiany w przyrodzie, a nie tylko w kalendarzu umownie odnotować, że była jakaś zima :). Oczywiście ostatniego dnia stycznia po śniegu nie ma już ani śladu, ale mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja go zobaczyć w lutym.

Co rano wyglądałam przez okno i sprawdzałam czy śnieg pada czy raczej już się roztapia. Do momentu kiedy obserwowałam go z za szyby z miseczką ciepłej jaglanki w rękach to zima była bardzo klimatyczna. Skrzypiący śnieg też uwielbiam, ale na chodniki w formie ślizgawki w ciągu zimowych dni nie raz się poskarżyłam :). Wolę jednak to niż pluchę.
Styczniowy spacer po starym mieście chyba będzie naszą tradycją, bo w grudniu jakoś nigdy nam tam nie po drodze. Pomijając 4 pierwsze lata studiów kiedy i zimowe i letnie Krakowskie Przedmieście oglądałam niemal codziennie. Może dlatego nie mam jakiejś ogromnej chęci, żeby pojawiać się tam zaraz po uruchomieniu światełek.
Miałam ogromną chęć pojeździć na starówce na łyżwach, ale po krótkim spacerze po Krakowskim byłam tak zziębnięte, że jak najszybciej chciałam wracać do domu. Mam nadzieję, że zdążę tam jeszcze wpaść tej zimy kiedy temperatura nie będzie ujemna.
Przy okazji spaceru wpadliśmy do mojego ukochanego Soup Culture. Lokalizacja na Pańskiej to mały lokalik, ale zmieściliśmy się, żeby usiąść i zjeść.
Zupki były ciekawe – ja jadłam barszczyk o konsystencji kremu, a P. zupę meksykańską o intensywnie fasolowym smaku. Obie posypane prażona cebulką, którą ostatnio jadłam kilka lat temu na zapiekankach pod Pałacem Kultury. Niezmiennie polecam Wam to miejsce!

Skusiły mnie też kulki mocy, miałam kupić jedną, a nie wiedziałam, że dostępny jest taki super zestaw 4 różnych. Po zupie już mi się nie zmieściły, ale były idealne na kolejny dzień na uczelni. Dla mnie takie kulki są często zbyt słodkie, tu najbardziej smakowała mi biała kokosowa, bo bardzo przypominała moje fit kulki kokosowe i celuję, że w nich tez była kasza jaglana. Pozostałe składały się z orzechów, daktyli, sezamu, a jedna miała owocowy smak. Polecam Wam voucher na zupę i kulki, bo wtedy cenowo to jest naprawdę prawdziwa taniocha!

Warsztaty w Akademii Kulinarnej Whirpool

Chyba najciekawszym doświadczeniem ze stycznia są warsztaty kulinarne w których uczestniczyłam w Akademii Kulinarnej Whirpool w Soho Factory. Świetnie się bawiłam, jadłam niesamowicie pyszne dania i zainspirowałam się przepisami, które pokazywali nam mistrzowie włoskiej kuchni, między innymi boska Cristina Catese, którą zdarza mi się wypatrzeć w DD TVN z rana  :).

Gdy przyjechaliśmy na miejsce to czekały na nas przystawki i wino. Jedliśmy pyszną foccacię z rozmarynem, włoskie sery i wędliny i w takiej miłej atmosferze czekaliśmy aż zjadą się wszyscy uczestniczy. Później można było wybrać do której grupy dołączamy i co będziemy gotować. P. chciał gotować mięso, ale ja przeforsowałam sałatkę i krokieciki warzywne. Tak naprawdę mogliśmy podpatrzeć przygotowanie wszystkich dań, ale osobiście w udziale przypadło mi obieranie marchewek i „krojenie” ich obieraczką, żeby w sałatce znajdowały się podłużne plasterki marchewki. Później smażyłam na oliwie farsz do krokietów czyli czosnek, marchew i selera, a na koniec formowałam małe okrągłe krokieciki. Cristina wyjęła wagi kuchenne i pilnowała, żeby każdy krokiet ważył dokładnie 50g :).

Później wszyscy zasiedliśmy do stołu i zajadaliśmy się. Najpierw przystawkami, czyli naszymi krokiecikami oraz crostini z anchois, mozarellą i natką pietruszki. Na danie główne zjedliśmy polędwiczkę w sosie z gorgonzoli i sałatkę z marchewką, selerem, oliwkami, kaparami i vinegretem. Na deser tiramisu w odsłonie zwanej birramisu, czyli z piwem :).

Naprawdę całość była przygotowana i prowadzona genialnie. Zachęcam Was do zajrzenia na stronę Akademii albo wybrania się na jakieś warsztaty kulinarne. Ja mogłabym chodzić na nie co tydzień, ale jest to stosunkowo drogie. Koszt dla jednej osoby to ok. 200 zł w zależności od warsztatów.
Birramisu, czyli tiramisu z dodatkiem piwa. Byłam pewna, że spróbuję kawałek i zostawię, bo będzie za słodkie jak to zawsze bywa w przypadku ciast z kremem. Niestety zawiodłam się…było przepyszne, niesłodkie i zjadłam cały kawałek 😀. Przepis znajdziecie tu na stronie Akademii.

Inne kulinarne przyjemności

Pierwszy raz (i chyba ostatni) jadłam w Vapiano. Makaron który wybrałam był ok, ale tylko ok, a za 30 zł oczekiwałam czegoś bardziej aromatycznego. Wolę makarony bardziej wilgotne z większą ilością sosu, a tutaj niestety się zawiodłam. Natomiast bezalkoholowe mohito truskawkowe było super i wysokie stoliki w Galerii Mokotów są bardzo wygodne 🙂

W tym miesiącu oszalałam na punkcie kotlecików jaglanych. To przez jaglaki, które jadłam w sylwestra w Dżungli. Bardzo polecam Wam wpis z 3 wersjami tych kotlecików, które wymyśliłam :).
W styczniu zrobiłam też brownie z kaszy jaglanej. Dla mnie jest super – wypróbujcie!
Łosoś w omletach mi nie podchodzi, za to we frittacie smakuje wspaniale :). To chyba kwestia pieczenia zamiast smażenia, bo ja mojej frittaty nie smażę w ogóle, piekę ją w naczyniu żaroodpornym i jest super. Przepis znajdziecie tu na stronie Kwestii Smaku. Zamiast szynki dałam łososia, reszta jak w przepisie :).
Tofucznica z książkami, żeby płynnie przejść od inspiracji kulinarnych do kulturalnych :). Tym razem zrobiłam ją z pieczarkami i ziołami i użyłam wędzonego tofu z Lidla. Pychotka z lekko oscypkowym posmakiem :). Książki to z kolei dodatki do Gazety Prawnej.

Kino 2 razy w miesiącu

W tym roku znowu postanawiam, że będziemy chodzić do kina co najmniej 2 razy w miesiącu. Teoretycznie to proste, ale w praktyce w 2017 roku chyba już w kwietniu złamaliśmy tę zasadę i nie byliśmy w kinie ani razu, ale 2017 rok był intensywny i bardzo opuściliśmy się też w chodzeniu do teatru. Mam nadzieję, że w 2018 będzie więcej i jednego i drugiego :). Zaczęliśmy dobrze :). Dwa seanse w styczniu zaliczone, mam nadzieję, że wytrwamy do grudnia 2018 z taka częstotliwością :P.

„Podatek od miłości” to typowa polska komedia romantyczna na Walentynki. Fabuła była banalna i przewidywalna, ale nie zmienia to faktu, że podczas seansu, po sali, niejednokrotnie roznosił się głośny śmiech widzów :). Dałabym 6,5/10, ale i tak polecam, w szczególności jeśli tak jak ja lubicie czasem obejrzeć lekko odrealniony, ale uroczy romans :).
„Pomniejszenie” to niesamowity film przedstawiający świat w którym ludzie przybierają rozmiary mniejsze od lalek po to, żeby zamieszkać w luksusowym domu na specjalnie wydzielonym terenie i przy okazji ocalić planetę…Banalniej już chyba nie mogłam tego opisać, ale bez streszczania fabuły mogę zapewnić, że historia jest bardzo wciągająca, w ogóle nie odczułam, że film trwał ponad 2h, a nominowana do Złotych Globów Hong Chau jest rzeczywiście genialna! 8,5/10

Książki

W styczniu skończyłam „Włam się do mózgu” Radka Kotarskiego, „Ósmy cud świata” Magdaleny Witkiewicz i zaczęłam najnowszą książkę Zygmunta Miłoszewskiego „Jak zawsze”. Książkę Radka celowo czytałam powoli, niemalże cały miesiąc, żeby lepiej przyswoić metody, które proponuje, aby polepszyć skuteczność nauki. Ta książka naprawdę bardzo przypadła mi do gustu, tak jak się spodziewałam. „Ósmy cud świata” wciągnął mnie niesamowicie i przeczytałam go w kilka wieczorów. Obie książki bardzo polecam, a więcej o nich napiszę może przy okazji jakiegoś przeglądu książkowego :).

Inspiracje z sieci

Walentynki z 5 językami miłości – super wpis

Przytulanie niezbędne do życia. „By przeżyć, trzeba nam czterech uścisków dziennie” :). To chyba prawda!

Kanał Polimaty na Youtube autorstwa Radka Kotarskiego

Przegląd seriali u Kingi dla wiecznie spragnionych nowych odcinków 🙂

Co robicie po nic? – uwielbiam ten wpis!

Lista blogów, kanałów na yt i podcastów, które warto śledzić w 2018 r. dla osób prowadzących własny biznes.

Moje wpisy

Najlepsze fit brownie z kaszy jaglanej

Kotlety z kaszy jaglanej w 3 odsłonach – pyszny lunch

14 restauracji w Warszawie, które odwiedziłam w 2017

Podsumowanie roku 2017 i cele na rok 2018

Grudniowe inspiracje – Budapeszt, święta, prezenty i łyżwy

Luty zapowiada się pełen świętowania :). Patrząc w kalendarz widzę, że czeka nas tłusty czwartek, wesele w rodzinie, walentynki, rocznica… W planach mam jeszcze targi ślubne, może kolejne warsztaty kulinarne, teatr, kino i oczywiście duet podstawowy praca + uczelnia :). Trochę tego jest nie wspominając o blogu i innych poza etatowych projektach. Jak zawsze zamierzam odpuścić, odpocząć, zadbać o siebie i mam nadzieję, że tym razem nie skończy się to fiaskiem! Pierwszym punktem na drodze do tego celu powinno być spędzanie mniejszej ilości czasu przed komputerem i w kuchni, bo i jedno i drugie nie jest ostatnio mile widziane przez mój prawy nadgarstek. Będę walczyć też z innymi dolegliwościami, więc …wish me luck :). Mam ochotę ogłosić luty miesiącem miłości do siebie, tak w ramach zdrowego egoizmu. Czekam też na wyzwanie zapowiedziane przez Lifemanagerka :). Do najbliższej soboty 3 lutego żyję przede wszystkim pierwszym i ostatnim egzaminem w tym semestrze, ale mam nadzieję, że będzie łatwo i luty będzie fajny :).