Ślubne inspiracje cz.I – suknia, wianek, motyw przewodni, pierwszy taniec
Dzisiaj mijają dokładnie 4 miesiące odkąd jestem żoną! Od jakiegoś czasu mam wszystkie materiały od fotografa, więc mogę opowiedzieć na blogu o tym dniu.
Czy to był mój wymarzony ślub?
Zanim się zaręczyliśmy nie za bardzo zastanawiałam się nad tym jak miałby wyglądać mój wymarzony ślub. Myślałam tylko o tym, że chciałabym pięknie wyglądać, ale też nie miałam szczególnej definicji, ani folderu ze zdjęciami z Pinteresta na pulpicie. To mój mąż jako pierwszy podejmował ten temat i udało mu się totalnie zaskoczyć mnie oświadczynami. Jednak wtedy już wiedziałam, że chcę powiedzieć TAK i wspólnemu życiu i planowaniu ślubu i wesela.
Przedtem rozmawiając luźno o ślubie myśleliśmy o niskobudżetowych opcjach. Rozważaliśmy nawet ślub w niedzielę i mini przyjęcie w porze obiadowej. Byliśmy gotowi zrezygnować z wielu zbędnych „bajerów” i skupić się na samym ślubie. Finalnie podjęliśmy jednak inną decyzję i nasze wesele można uznać za bardzo tradycyjne. Podchodząc już na poważnie do przygotowań nie wyobrażaliśmy sobie ograniczania liczby gości drastycznie – oboje mamy całkiem liczne rodziny i nie chcieliśmy pominąć nikogo bliskiego. Staraliśmy się dopasować datą do możliwie największej liczby osób, dlatego finalnie padło na lipiec, który nigdy nie byłby moim pierwszym wyborem. Tak było ze wszystkim – staraliśmy się iść na kompromisy i nadawać coś swojego tradycyjnym rozwiązaniom. Teraz mogę powiedzieć, że jestem zadowolona z tego jak to wszystko wyszło. To był stuprocentowo najpiękniejszy i najszczęśliwszy dzień w naszym życiu, którego nie mogliśmy się doczekać, a teraz będziemy wspominać go już zawsze. Wiem, że na naszym ślubie między nami panowała wymarzona atmosfera, a ja czułam się najlepiej na świecie. W ogólnym rozrachunku to czy pojechalibyśmy do ślubu bryczką albo wybrali salę bardziej w stylu boho nie ma żadnego znaczenia!
W tym wpisie pokażę Wam część naszych pomysłów, które zrealizowaliśmy.
Suknia ślubna
O wyborze sukni ślubnej pisałam już sporo we wpisie – Suknie ślubne – trendy 2019. Znajdziecie tam informacje o tym skąd wiedziałam, że to TA JEDYNA sukienka, co mnie zaskoczyło w salonach i jakie trendy zaobserwowałam. Tamten wpis pisałam na świeżo po zakupie sukienki. Kolejną przymiarkę miałam dopiero w czerwcu miesiąc przed ślubem i ponad pół roku po zakupie. W mojej pamięci trochę zatarł się mi jej obraz, ale na szczęście kiedy założyłam sukienkę znowu poczułam, że to dobry wybór. Jak widać na zdjęciach poniżej moja sukienka miała koronkową górę, odkryte ramiona z wąskimi ramiączkami, spory dekolt na plecach i biuście, tiulowy dół w kształcie litery A. Spełniała wszystkie moje wymagania, bo marzyłam o prostym kroju i odkrytych plecach. Wąskie ramiączka i dekolt okazały się z kolei idealnie pasować do mojej figury. Co najważniejsze czułam się w niej naprawdę wspaniale – kobieco, elegancko i lekko jednocześnie. Myślę, że to właśnie powinno być najważniejsze kryterium przy podejmowaniu tej decyzji. Co do welonu, to zdecydowałam się na długi welon wykończony koronką. Miałam go na sobie w kościele i na początku wesela. Chciałam zrezygnować z welonu, ale kiedy przymierzyłam ten z koronką dedykowaną mojej sukni to stwierdziłam, że dopiero wtedy poczułam się jak prawdziwa panna młoda.
Wianek i bukiet
Myśląc o sobie jako pannie młodej marzyłam o stylu boho, jednak kiedy zapadły pierwsze decyzje to okazało się, że nie za bardzo pasował on do sali weselnej i całej koncepcji. Postanowiłam wpleść jednak pewne elementy boho w mojej stylizacji. Marzyłam przede wszystkim o wianku, ale znowu – kiedy zdecydowałam się na sukienkę bardziej w stylu elegant niż boho to zrezygnowałam z niego, bo byłam przekonana, że to nie będzie do siebie pasować. Na ostatnią chwilę przed przymiarką w czerwcu stwierdziłam jednak, że zaryzykuję i wezmę ze sobą wianek. Wówczas kompletnie nie dogadałam się z osobą przygotowującą mi próbny wianek i nie było to to czego oczekiwałam. Sprawdziłam jednak, że może wianek to nie jest taki zły pomysł. Jak widzicie na poniższym zdjęciu był to wianek zdecydowanie minimalistyczny i trochę biżuteryjny, bo bardziej niż kwiaty wyeksponowany został srebrny „drucik”. Ja nie chciałam czegoś takiego, ale nie chciałam też wydawać kolejnych niemałych pieniędzy na próbny wianek. Wysłałam konkretne inspiracje do dekoratorki i stwierdziłam, że jak wianek mi się nie spodoba, bo znowu będzie zupełnie inny niż chciałam to go nie założę. Swój wianek zobaczyłam dopiero w sobotę rano – odebrałam go jadąc do fryzjera. To przez tę wiankową niewiadomą nie miałam pewnego wyobrażenia siebie w dniu ślubu. Mój ostateczny wianek od razu mi się podobał, ale kiedy założyłam go na głowę to przy moich cienkich włosach był po prostu za szeroki i za bogaty. Sytuację uratowała tak naprawdę moja fryzjerka. Ja byłam już gotowa nie ryzykować stylizacji z wiankiem, ale ona uparła się, że, cytuję – mam zaje***ty wianek i ona zrobi mi taką fryzurę, że na pewno będzie pasował. Rzeczywiście udało jej się zrobić mi fryzurę, która idealnie pasowała do wianka i wytrzymała w stanie nienaruszonym całą szaloną noc.
Co do bukietu to nie chciałam zwykłej ślubnej wiązanki składającej się z białych kwiatów. Marzyłam o lekko „roztrzepanym” i nieco większym bukiecie w stylu boho. Jestem zadowolona z tego jak wyglądał, chociaż gdy wzięłam go do ręki to w pierwszej chwili przeraziłam się, że jest jednak za duży i zupełnie nieelegancki. Patrząc na zdjęcia utwierdzam się jednak w tym, że to był strzał w dziesiątkę.
Ślub
Jeśli chodzi o ślub to oboje chcieliśmy żeby było uroczyście, radośnie i muzycznie. Zależało Nam na doborze pięknej muzyki, która w jakiś sposób Nas porusza. Nie chcieliśmy też uciekać się do ślubnych klasyków. P. ma już dość Hallelujah i Ave Maria na każdym jednym ślubie w którym uczestniczy jako organista. Ja nie wyobrażałam sobie innej piosenki na wejście niż „Miłość cierpliwa„. Znaleźliśmy tę piosenkę już z rok przed ślubem, okazało się jednak, że nigdzie nie ma do niej nut. P. napisał nawet do kobiety, która wrzuciła nagranie, ale odpisała, że ich nie ma. Mój mąż nie miał, więc wyboru i sam musiał napisać nuty na wszystkie instrumenty, czyli organy, gitarę, flet i skrzypce. Przygotował także aranżacje wszystkich innych utworów i stworzył nasz ślubny chór od podstaw, bo każda osoba była dosłownie i w przenośni z innej parafii. Wszyscy spotkali się na próbach dwa razy przed samym ślubem. To było więc spore przedsięwzięcie, które kosztowało P. masę pracy. Moim zdaniem wyszło super i mam nadzieję, że wszyscy czuli ten osobisty wkład P. Co więcej sam zaśpiewał 2 pieśni bez żadnego problemu ze ściśniętym gardłem. To był naprawdę wymarzony ślub! Byłam pewna, że będę płakać, a podczas ceremonii czułam po prostu prawdziwe szczęście i nie uroniłam ani jednej łzy.
Motyw przewodni
Większość par planując wesele wybiera sobie jakiś motyw przewodni wszystkich elementów. Nawet jeśli ktoś tego nie robi to jakiś motyw narzuca się sam, chociażby w dbałości o spójną kolorystykę. U nas wybór motywu zdeterminowała sala weselna. Większość sal jest pomalowana w jasnych kolorach i wtedy każdy motyw przechodzi. Na naszej sali na ścianach znajdowały się intensywnie zielone kwieciste tapety. Wiadomo więc, że kolory typu granat czy brąz nie prezentowałyby się tutaj dobrze. Padło więc na stosunkowo modny w tym sezonie motyw zieleni i złota. Zieleń i liście były motywem papierowych dekoracji, zielone gałązki pojawiły się na serwetkach. Zielone były także dwa piętra tortu i mech na którym trzymane były obrączki. Złoto połączyliśmy też z motywem geometrycznym. Geometryczne złote serce pojawiło się na zaproszeniach, menu, winietkach i jako dekoracja na sali za Nami.
Zaproszenia
Tak naprawdę właśnie zamawiając zaproszenia zdecydowaliśmy o naszym motywie kolorystycznym. Podobały Nam się roślinne wydruki. Finalnie poprosiliśmy o modyfikację jednego z gotowych wzorów dla Nas, łącząc w jedno 2 różne zaproszenia. Bardzo podobał nam się motyw geometrycznego serca i poszliśmy w niego na całego. Na zaproszenia wybraliśmy też piękny cytat Jana Pawła II, a to o co prosiliśmy zamiast kwiatów pokazaliśmy na ostatniej stronie w formie rebusu graficznego.
Winietki
Z tego elementu jesteśmy bardzo zadowoleni. Jeśli chodzi o dekoracje stołu to szukając różnych inspiracji wymarzyłam sobie plastry brzozy na stole jako dekoracja pod wazonikami itp. W końcu jednak P. znalazł firmę, która przygotowuje magnesy na drewnianych plastrach. Akurat mieli też wzór z geometrycznym sercem. Szybko zdecydowaliśmy, że zamówimy właśnie pamiątkowe winietki w formie magnesów, które jednocześnie stanowić będą prezent dla gości. To wspaniałe widzieć teraz te magnesy na lodówkach u najbliższych. Wszystkim to rozwiązanie bardzo się podobało! Winietki zamówiliśmy 6 tygodni przed ślubem, a doszły do nas dopiero dzień przed. Było to dość stresujące. My zmieściliśmy się w terminie wymaganym do złożenia zamówienia, ale z perspektywy czasu zrobiłabym to jeszcze wcześniej i uniknęła stresu.
Menu
Zdecydowaliśmy się też na wydrukowanie papierowego menu i ustawienie go na stołach. Zauważyłam, że jest to coraz modniejsze, a ja kierując się osobistymi preferencjami lubię wiedzieć o której godzinie będą podawane posiłki i co to będzie. Z perspektywy gości dobrze wiedzieć czy wypada iść już atakować słodki stół czy czekać przy stole na wydawany deser. O tym co i dlaczego znalazło się w menu napiszę w kolejnej części ślubnych inspiracji.
Drewniane serce
Na sali za naszymi plecami wisiało złote serce z naszymi imionami. Takie dekoracje też są teraz bardzo modne, a w naszym sercu od razu podobało mi się to, że możemy je wykorzystać do dekoracji także po ślubie. Aktualnie wisi nad łóżkiem w sypialni i budzi miłe wspomnienia.
Ślubna gazeta dla gości
Na temat naszego prezentu dla gości nie będę się już zupełnie rozpisywać i kieruję Was do wpisu na jej temat, który opublikowałam po ślubie – Gazetka ślubna – pomysł na prezent dla gości. Napiszę tylko, że naprawdę jestem zadowolona z tego, że udało nam się zrealizować ten pomysł.
Pierwszy taniec – walc wiedeński i salsa
Należę do osób, które marzyły o wyjątkowym pierwszym tańcu. Zawsze chciałam też zatańczyć walca. Od początku mieliśmy więc zamysł, żeby czas przygotowań do naszego dnia poświęcić też częściowo na dobrą zabawę na kursie tańca. Ze względu na zmiany zawodowe i przeprowadzkę z Warszawy nie mieliśmy zbyt dużego pola manewru. Na kurs tańca towarzyskiego chodziliśmy w Warszawie w styczniu i lutym przed przeprowadzką. Tak załapaliśmy kroki, ale nie układaliśmy żadnej choreografii. Liczyliśmy na to, że w maju znajdziemy czas na dedykowane lekcje pierwszego tańca, ale finalnie wzięliśmy się za to sami z pomocą YT. Ułożyliśmy nasz układ w kilka wieczorów. Mam wrażenie, że poświęciliśmy na to naprawdę niewiele czasu, a wszystko to zasługa mojego męża, który jest znacznie lepszym tancerzem ode mnie i ułożenie i odtworzenie choreografii to dla niego pestka. Ja męczyłam i stresowałam się bardziej, ale finalnie jestem z nas dumna. Uważam, że YT pełen jest inspiracji i filmików instruktażowych tak, że każdy spokojnie poradzi sobie z prostą choreografią. U nas chodzenie na kurs, żeby trochę się roztańczyć i obeznać ze stylami oraz samodzielne przygotowywanie ostatecznego tańca sprawdziło się idealnie. Wyszło to również prawie bezkosztowo, bo dopłacaliśmy tylko niewielkie pieniądze do zajęć z Multisportem.
Zatańczyliśmy nie tylko walca wiedeńskiego do naszej sentymentalnej pierwszej piosenki „Za szkłem”, ale także salsę do „La Cintura”. Już dawno wymyśliliśmy, że chcemy zatańczyć coś luźniejszego do drugiej piosenki, która zmieni się w trakcie. Tylko garstka osób wiedziała, że mamy taki plan, więc wyszła z tego fajna niespodzianka. Chcę podkreślić, że moim zdaniem pierwszy taniec nie musi być idealny. Nie chodzi oto, żeby wydać pieniądze na kurs i się spinać, ale fajnie spróbować czegoś innego i troszkę się wysilić, tym bardziej jeśli lubi się tańczyć. Aha, polecam trenowanie tańca na podwórku, bo rzadko w domu mamy tyle przestrzeni co na parkiecie. Nasza sąsiadka widziała nasz układ przedpremierowo nieraz :D.
Fragmenty naszego tańca możecie obejrzeć w poniższym filmiku.
Tort
Nieraz żaliłam się na instagramie jak długo szukaliśmy dobrego tortu na wesele, który nie kosztowałby majątku i skradł podniebienie każdego. Tak się składa, że podczas degustacji w różnych miejscach moje podniebienie skradł najdroższy tort i zdrowe torty oferowane przez warszawskie cukiernie. Wszystkie tańsze opcje dostępne w okolicy nie były w stanie doścignąć tych dwóch ideałów. P. chciał z kolei prawdziwego tortu z kremami maślanymi i różnorodnymi warstwami. Krytykował, więc większość, która mimo pięknej nazwy smakowała po prostu jak zwykły tort z kremem śmietanowym. W końcu ktoś polecił mi pewną osobę i patrząc na warianty tortów od razu czuliśmy, że to będzie strzał w dziesiątkę. Egzotyczna żelka, chrupiąca pralina czy krem mandarynkowy to coś czego poszukiwaliśmy. Tort był naprawdę pyszny, a jego dekoracja także wpisała się w nasz motyw kolorystyczny. Zdecydowaliśmy też, że tort zostanie podany o 20, a nie tak jak zazwyczaj około północy. Stwierdziliśmy, że wtedy więcej osób będzie miała na niego ochotę i mniej niedojedzonych porcji wyląduje w koszu. Polecam potraktowanie tortu weselnego jako deseru po pierwszym posiłku, bo w środku nocy naprawdę większość osób nie ma już ochoty na takie słodkości.
Na dziś to tyle inspiracji z naszego ślubu i wesela. W listopadzie na pewno opublikuję też drugą część gdzie napiszę m.in. o prezencie dla rodziców i o tym co z perspektywy czasu zrobiłabym jednak inaczej.